O mnie

Mua to ja, jedna z osób, które na przestrzeni szczególnego okresu ostatnich lat ocuciła się do przeżywania PRAWDY. Jedna z tych, które obudziły się ze schematów, zastanawiając się w momencie kryzysu: CO DALEJ i po co? Przeżywając największą miłość jako największy sukces odkryłam brak miłości do siebie, zarazem doświadczając największej samotności w sobie. Obudzona Mua - dzielę się z innymi by manifestować co wiem, szukam i się kocham, czytam i wzrastam, obcuje i odczuwam spokój.

sobota, 21 grudnia 2013

Przebudzenie z "miłości" poświęcającej się

Śnienie, piękny stan.
Zaczynam zdawać sobie sprawę z paru rzeczy.
Głównie z tego, że wchodzenie w relacje z ludźmi którzy źle nas traktują, nawet jeśli robimy to w imię miłości, jest niczym innym jak grą naszego ego. Relacja oparta na krzywdzie jednej ze stron zawsze będzie objawem braku miłości do siebie ofiary która "w imię miłości" się na nią godzi.







Byłam kiedyś zakochana.
Gorąco wierzyłam, że mój partner oczyści się ze zła które mi wyrządzał, nam wyrządzał.
Kończyło się na tym, że moja wiara słabła, wraz ze mną.
Wtedy już nie byłam blisko miłości, wtedy oddawałam wiele za skrawek uczucia by mnie ktoś zasilił.
On. Szłam tam, w zwątpieniu.
Tak działa ego.
Potrzebuje zasilania. Jak się posili trwa, obnosi się, że wierzy, że ma rację, że wytrwa wszystko, nie pozwala duszy polegać na sobie samej, potrzebuje zasilania z zewnątrz, kontroluje przebudzenie z "miłości" która się poświęca.
Miałam się za taką szlachetną, wiedząc, że mój ukochany gdy się przebudzi, będę triumfować , wraz z nim. To było uzależnienie od wyniku.
Prawda jest taka, że nigdy nie możemy decydować za kogoś.
Jeśli wierzysz w drugą stronę, pozwól jej dojrzeć w samotności, bo jeśli działa nie fair, czerpie z Ciebie, dając Ci złudne poczucie bycia blisko. Jest blisko, ale tylko na czas gdy oboje myślicie że się ze sobą godzicie.
Moje ego było tak silne, że wiele znosiło. Nie kapitulowało, obnosiło się szlachetnością w cierpieniu.
Teraz wiem, że jedyną drogą jest określenie swojej cząstki JA, rozpoznanie jej, określenie jej preferencji i trzymanie granic. Tej wewnętrznej, nie uwarunkowanej innymi.
Nie masz racji gdy bierzesz odpowiedzialność za kogoś kogo kochasz, za jego postępowanie, pozbawiasz go wolnej woli.
Odejdź. Zgódź się z tym czego chcesz, co daje Ci szczęście. Pokochaj tą cząstkę siebie która chce dla Ciebie dobrze. Bądź miłosierny dla siebie. Wybaczaj sobie błędy i nie karaj się za potrzeby.
Nie dokarmiaj diabła w innych i sobie.
Poznaj siebie i zaakceptuj to co do tej pory wydawało się do wymiany.
Tylko tak przestaniesz budować maski, wiązać się z tymi którzy karmią twoje ego.
Jak przestaniesz na to pozwalać, ono zniknie, będziesz wolny i będziesz wiedział czego pragniesz.
Ach i jeszcze jedno! Jeśli ktoś mówi źle o swoim byłym partnerze, uciekaj. Choćbyś nie wiem jakim był aniołem czy anielicą w związku, jeśli w nim byłaś i odeszłaś to się cieszysz, nie obwiniasz, jesli obwiniasz, cząstka Ciebie jest winna. Wybacz sobie, bo odgrzejesz temat.
<3



środa, 18 grudnia 2013

TWÓJ dzień Świstaka :)



Bez żadnych wątpliwości. To kim jesteś tworzysz każdego dnia na nowo. Poprzez relacje jakie masz, nawiązujesz, odgrzewasz, zostawiasz, poprzez ludzi jakich spotykasz i jak ich traktujesz. Oceń to, bądź świadomy, nie broń się, jeśli zależy Ci na rozwoju i podążaniu do wewnętrznego szczęścia, to i tak wypłynie. To jest jak Twój dzień Świstaka, codziennie masz szansę na inny obrót spraw. Start różni się jednak. Tym ile pozytywnej energii zdołałeś w sobie uświadomić i nie rozmienić na drobne. Najłatwiejszą drogą jest droga przez samoświadomość. Czego w życiu chcę? Problemem nie jest czy to dostaniesz, problemem może być jeśli nie jesteś tego pewien.
<3

piątek, 13 grudnia 2013

Kokardka nie Supeł, związek nie uzależnienie, prezent nie obowiązek.


Związek to nie uzależnienie!

Istnieje wiele pozycji na ten temat, ja w najgorszym momencie mojego stanu wpadłam na "Nałogową Miłosc" Eugenii Herzyk.
Poźniej był proces. Teraz widzę różnicę pomiędzy parami uzależnionymi i tymi zależnymi, stojącymi obok na własnych nogach w szczęściu.

Związek i uzależnianie się.

Z takiego traktowania sprawy biorą się wszystkie problemy mentalne dotyczące par. Wyobraźcie sobie, że doświadczacie życia w pojedynkę przez długi czas. Sprawia to kłopoty, jak wszystko, ale staje się to czymś normalnym, więcej obowiązków na jedną osobę itp. Nie jesteście uzależnieni od drugiej osoby, ekonomicznie ani mentalnie. Macię tzw. drugą nogę! Bo Wam wyrosła jak się rozłączyliście ze związku tak ścisłego, że potrzebna Wam była tylko jedna, bo drugą miał wasz partner. Z nową nogą możecie stać silni i nieuwarunkowani emocjonalnie. Wszystko przybiera inne znaczenie. Są konflikty, jak wszędzie, w pracy, na spacerze, w sklepie, z dziećmi, ale one Was nie konstytuują w tym kim jesteście, bo wiecie kim jesteście i czego chcecie, nie musicie już zależeć od traum emocjonalnych w relacjach z matką, czy ojcem, czy księdzem Rydzykiem. Wtedy każdy dar staje się dla obdarowującego i obdarowywanego czymś bardzo cennym, wzrasta doznanie szacunku i wdzięczności, a także siła podjęcia asertywnej decyzji o tym że jawnie odchodzę jeśli coś mi szkodzi.

Tak, nasza kultura temu nie sprzyjała, a ostatnio mam nawet wrażenie, że samotne matki z dzieckiem to najszczęśliwsze i najmniej samotne istoty na świecie. W tym systemie na pewno. Ale jeślibyśmy tylko zrzucili zasłone iluzji, przekonań i "muszę" i odczytali samych siebie, poznali swoje możliwości i swoje prawdziwe pragnienia, nie ma siłY NIE MA SIŁY ! że dobieranie się w pary polegałoby na uzależnianiu się od siebie!

Mądrzy psychologowie opisują skutki, próbują naprowadzać i ok, ale jedno jest pewne, zasad w z góry przegranym temacie, bedzie się trudniej trzymać- związek nie ma prawa być Uzależnieniem, jeśli ktoś tak myśli to niech sprawdzi słowo "uzależnienie" w słowniku!
Zależność- tak, na własne świadome postanowienie w zgodzie ze sobą.

Nowa przysięga małżeńska, którą gdy będę gotowa, z czystym sercem kiedyś wypowiem

“Przyrzekam, że będę w tym związku wzrastał i widział w nim odbicie mej własnej więzi z boskością. Przyrzekam zawsze postępować uczciwie i z szacunkiem".

Grunt to wiedzieć wobec czego w sobie postępuję z szacunkiem, czyli znać siebie..a w dojściu do tego samotność zdecydowanie pomaga!

a tu link do siebie:

http://tojamua.blogspot.com/2012/09/wewnetrzny-spokoj.html

wtorek, 10 grudnia 2013

PMS - Panowie MUSIMY SPIER....


Siedzę w metrze, jadę coś załatwić bo dziś zmuszam się do robienia rzeczy. Panowie nie wiedzą o co chodzi, ale Panie zapewne tak, jak to jest mieć - te dni! Mam ochotę się schować, nie chce mi się z nikim gadać. Wyjmuję książkę. Siada obok ktoś kto ostentacyjnie mi w tę książkę zagląda. Tego już za wiele. Nie będę się z nim kłócić, bo zdaję sobie sprawę z nastroju jaki we mnie panuje. Nie chcę go obrzucić błotem z domieszką czegoś gorszego. Chowam ją więc. Nieznajomy przeczekuje chwile. Ja mam nadzieje, że cały świat zostawi mnie w spokoju. On jednak nachyla się w przód, odwraca głowę i mówi. "Przepraszam"

Wow.




Właśnie zmieniłeś kierunek mojego nastroju...jestem nadal zamknięta myślę, to przypadek, pewnie mnie szturchnął butem.
Kilka stacji dalej wysiada ze słowami.

Spokojnego dnia życzę i do zobaczenia.

Nie byłoby nic w tym dziwnego gdyby nie to że właśnie podjęłam decyzję, a raczej ją podejmowałam żeby zarzucić temat relacji damsko męskich w moim życiu na zawsze.
One mnie zbyt trapią i obejmują sobą.
Jestem zaradna, ale mam wrażenie, że żyłoby mi się znacznie lepiej bez tego całego zamieszania związanego z emocjonalnością z którą ewidentnie sobie czasem poradzić nie umiem.
Dziwne...
Poprawiłeś mi humor kimkolwiek jesteś.
Zauważyłeś mnie gdy tego nie chciałam, choć bardzo potrzebowałam.
Ten konkretny Pan o moim stanie nie wiedział.
Widział tylko, że nie mam ochoty się z nim bić.
Ale wiem jedno,
Nie ma przypadków.
Podjęłam decyzję o nie przejmowaniu się relacjami i przy tym zostaje.
Wiara w to, że ludzie są w stosunku do siebie empatyczni czyni życie takim.
Choć tego dnia o tym nie pamiętałam.


K.